Dziś miałem taką dość niecodzienną sytuację. Leżę sobie na plaży, pośród tłumu ludzi i korzystam ze słońca opalając się. Panuje typowa plażowa atmosfera. W wodzie grupka hałaśliwych nieco podchmielonych młodych ludzi gra w piłkę. Dwoje krzykliwych dzieci biega w kółko rozsypując piasek na opalających się. Gdzieś w tle słychać muzykę, a ja leżąc na wielkim kocu wyleguję się ciesząc ducha i ciało typowo wakacyjnym odpoczynkiem. Obok przechodzą dwie dziewczyny, z których jedna puszcza mi oczko uśmiechając się. „Lata na siłowni robią swoje” – pomyślałem.
Jezioro w którym zbiorowisko miejscowych i przyjezdnych wypoczywa w każdy pogodny dzień przypomina to w Sielpi, lecz plaża jest zdecydowanie dłuższa i rozciąga się na kilkaset metrów. Nowe miejsce do którego namówiła mnie koleżanka jest niemal doskonałe, niestety jak to często bywa w takich miejscach gorącemu piaskowi towarzyszą śmieci które pozostawiane gdzieniegdzie przez innych, psują nieco atmosferę tego miejsca.
Spoglądając w górę widzę obłoki chmur, które leniwie przemierzają niebo. Jak to bywa na początku lata, chmurka zasłaniająca na chwilę słońce dała cień i spowodowała uczucie lekkiego chłodu na skórze. Patrząc tak w niebo, nie mogąc się doczekać aż chmurka sobie odejdzie słyszę nagle rosnący przeraźliwy dźwięk zbliżający się w moją stronę. Niczym wizg, ryk, dźwięk przypominający start odrzutowca… ale znacznie głośniejszy, taki że aż czuć wibracje w powietrzu. Nagle widzę jak przez niebo zza mojej głowy przelatują 3 płonące asteroidy zostawiając za sobą warkocz dymu. Za nimi dwie i jeszcze dwie. Przerażony myślę „Boże czy to koniec?”. Nie widać, aby asteroidy uderzyły o ziemię, mimo to ludzie zaczynają krzyczeć i uciekać w popłochu we wszystkie strony tratując się nawzajem. Słyszę kolejne lecące asteroidy, przelatujące z hukiem nad moją głową. Ich warkocze dymu kompletnie już zasłoniły niebo. Nagle przerażony budzę się i z ulgą zauważam, że to tylko sen :).