Zwierzam się wam z tego co się stało, ponieważ po tak traumatycznych wydarzeniach dość długo nie mogłem się otrząsnąć i dojść do siebie. Nic przedtem nie przygotowało mnie na to co się wydarzyło. Wszyscy miłośnicy zimowego szaleństwa wiedzą, że zbliża się sezon narciarski, snowboardowy stąd dobrze zrobić rekonesans miejsc na freeride – tych gór, które planujemy odwiedzić, kiedy napada białego puchu. W ten właśnie sposób 1 listopada 2018 w trakcie pięknej słonecznej pogody zacząłem wejście na Pilsko z koleżanką.
Po zaparkowaniu auta na kompletnie pustym parkingu “Kubica Ewa – Krzyżowa” i przejściu pierwszych kilkuset metrów wzdłuż górskiego potoku okazało się, że pogoda jest cudna, a w górach kompletnie pusto. Idealnie…, nawet jedne żywej duszy. Cóż, w końcu to święto wszystkich zmarłych. Ptaszki ćwierkały, wiaterek powiewał, słychać było potok wodospadów górskich. Czułem się jak w niebie, jak gdyby góry stworzone były dziś tylko dla mnie. Tak pięknych, czystych, nieskażonych ludzką cywilizacją dźwięków nie słyszałem bardzo dawno. Koleżanka, niestety nie była przygotowana kondycyjnie zbytnio, ale to tylko stok narciarski Pilsko, tak? Wbiegłbym tam gdybym chciał, zbiegł, wrzucił 8 ton węgla do piwnicy i poszedł na ściankę wspinaczkową. Taką mam kondycję, czułem się pewnie.
Nie mniej jednak szliśmy spokojnie, ponieważ zdarza mi się często chodzić po górach z ludźmi nie górskimi (a nawet astmatykami) to prosiłem kilkukrotnie, żebyśmy robili regularne przerwy co 100-200 metrów. Na minutkę odpoczynku dla niej, żeby się nie spaliła na starcie. No ale jak to baba, słuchać nie chciała, a przy chatce TOPR-u gdzie figlarny wiaterek zaczynał subtelnie zaznaczać swoją obecność stwierdziła, że jest spocona i uparta niczym osioł dalej nie chciała. Mnie samego też nie puściła. Przecież na spokojnie mogłaby poczekać na parkingu, a ja zaliczyłbym ten skromny polski szczycik, na którego od dawna miałem taką ochotę. Tym sposobem świetnie rokujący wypad w pogodę i warunki tak idealne, że na następne przyjdzie nam poczekać może kilka lat zakończył się klęską. Wiem doskonale, że bardzo rzadko w górach świetna pogoda idzie w parze z praktycznym brakiem ludzi. Zawsze weekend + śliczna pogoda = tłumy takie, że traci się całą przyjemność z eksploracji górskiej. No ale nic. Dysponuję kilkoma fotkami, aby pokazać skalę tej sromotnej porażki, choć żadne zdjęcia ani słowa nie oddadzą moich uczuć z tamtego dnia.
Teraz tylko nie wiem jak ja biedny w Bielsku się pokażę. Będę musiał założyć czapkę z daszkiem, okulary słoneczne, kaptur i jakieś wąsy sobie dokleić, żeby mnie nikt nie poznał. Obawiam się, że jak ludzie z PTT Bielsko dowiedzą się, o tym, że nie wszedłem na Pilsko, to mnie wyśmieją, obrzucą pomidorami, oplują i wywiozą na taczce ;)
PS. Jak widać ludzie w Pilsku są bardzo optymistycznie nastawieni na nadchodzący sezon narciarski. Już 1 listopada rozstawione były armatki śnieżne, to ciekawe. A skoro już o zimowych sportach mowa to z tego miejsca powinienem polecić obóz narciarski mojego znajomego. Jeśli macie dzieci warto termin zarezerwować wcześniej.