Dziś 30 minut po północy wyszedłem w góry. Pełnia księżyca dawała trochę światła, ale idąc lasem i tak zdany byłem tylko na czołówkę i ręczną latarkę LED typu szperacz. Niestety nie udało mi się namówić nikogo kto chciałby mi potowarzyszyć, więc zdecydowałem pójść sam. Trochę się obawiałem ponieważ nocą w górach aktywnych jest wiele zwierząt które polują nocą. Co prawda spotkanie niedźwiedzia jest bardzo mało prawdopodobne, ale Beskidy słyną z dzików a i też jak wyczytałem ostatnio w Wikipedii na obszarach Natura 2000 są tereny występowania wilków. Tuż po wejściu do lasu ogarniała mnie obawa przed nieznanym. Wiele zwierząt jest aktywnych tylko nocą dlatego nie przejmowałem się drobniejszymi szmerami które słyszałem co jakiś czas. Raz już w pobliżu Chaty studenckiej Rogacz usłyszałem poruszanie się w gęstwinie czegoś większego, więc starałem się zachowywać głośniej, żeby odstraszyć zwierze.
Cała wędrówka była przyjemnie emocjonująca :) szlak czerwony dobrze oznaczony a temperatura w sam raz. Trafiłem na połączenie szlaku czerwonego z niebieskim, miałem już tylko 30 minut drogi do schroniska, lecz obok zauważyłem ładną polankę z widokiem na świecące pięknie miasto Bielsko-Biała. Takiej okazji nie mogłem przepuścić – musiałem zrobić zdjęcie (w końcu po to przyszedłem). Była dokładnie 3 w nocy, więc do świtu pozostało jeszcze dużo czasu. Spokojnie napiłem się i zacząłem ustawiać statyw, gdy nagle usłyszałem szmer po prawo ode mnie. Zaświeciłem latarką i … ufff to tylko lis… zaciekawione moją czołówką zwierzątko zbliżało się do mnie, choć trzymało pewien dystans. Za chwilę znowu … szmer w liściach obok, więc szybko zaświeciłem szperaczem… ufff :) wiewiórka. Istna dżungla kurcze… he he. Co ciekawe i lis i wiewiórka po zaświeceniu szperaczem miały oczy lekko niebieskawe…, ma to pewnie związek z załamywaniem się światła w gałce ocznej. I tak dalej ustawiając statyw z nikłego światła mojej czołówki tuż pod linią drzew zauważyłem poruszające się niebieskie światła. Tym razem spanikowany, niemal przerażony bo „świateł” było jeszcze więcej i poruszały się w zwartej grupie. Nerwowa atmosfera rosła niczym w horrorze tuż przed sytuacją w której coś ma się wydażyć. Zaświeciłem szperaczem i oblał mnie blady strach … 4 pary oczu… dużo większych od poprzednich, ale oddalonych ode mnie jakieś 40 metrów. Były dosłownie tuż pod drzewami, a światło latarki pozwoliło dostrzec postacie zwierząt. Wyglądały tak jakby wielkie owczarki niemieckie. Choć takich ogromnych owczarków niemieckich nigdy jeszcze nie widziałem. Może to były wilki … nie wiem, ale obojętnie czy wataha wilków czy wygłodniałych dzikich psów, dla 1 osoby w górach stwarza takie samo zagrożenie. Trwało to raptem 3 sekundy jak po tym gdy zaświeciłem im w oczy przebiegły w bok. Byłem sam. Krew odpłynęła mi do nóg, ale wiedziałem że nie zdążę uciec. Musiałem pozostać na polance. Idąc szlakiem nie miałbym żadnych szans obrony gdyby wyskoczyły na mnie z krzaków. Spanikowany obserwowałem otoczenie wokół siebie… . Mignęły mi jeszcze ich oczy w rogu polanki, ale były już bardziej rozproszone. Pytanie czy poszły sobie, czy planują atak zza krzaków na szlaku. Robienie zdjęć bywa ekscytujące :). Po kilkunastu minutach nie widziałem już żadnych „świecących oczu” po za tymi ciekawskiej wiewiórki i liska. Po jakimś czasie powróciłem do ustawiania aparatu i robienia zdjęć, choć nadal w podwyższonym stanie gotowości świecąc jak wariat co chwila na obkoło całej polany. Gdy po godzinie zacząłem odczuwać narastający chłód zdecydowałem, że muszę się jednak ruszyć w stronę schroniska co budziło wielkie obawy, bo przecież w tamtym kierunku pobiegły te „4 pary oczu”. Choć w drodze powrotnej każdy szmer stał się kilkukrotnie bardziej alarmujący i przeraźliwy… okazało się, żę później dane mi było widzieć tylko jelenia w oddali. Na zdjęciu dodanym obok narysowałem te oczy w programie graficznym, aby pokazać jak to mniej więcej wyglądało. Niestety nie miałem wtedy jeszcze ustawionego aparatu, żeby zrobić foto :(.