Ostatnia rozmowa z kimś kogo jeszcze 2 lata temu uważałem za przyjaciela zmusiła mnie do głębokich refleksji. Otóż kilka lat temu gdy uczyłem się technik skutecznego marketingu, doszedłem do wniosku, że jest to fajne narzędzie do nakłaniania nie tylko klientów do zakupu, ale także np. znajomych do swoich błahych celów. Czy aby na pewno?
Otóż nie! Na szczęście ja marketing jakiego się uczyłem stosowałem tylko w rozmowach z klientami, a na rodzinie i znajomych mi się nie chciało z czystego lenistwa. Po za tym nade wszystko zależało mi na zachowaniu zdrowych relacji z ludźmi. Ale niestety nie każdy potrafi zachować dystans między życiem prywatnym a zawodowym. Z czasem zauważyłem, że osoby zbyt długo siedzące w marketingu i zgłębiające jego tajniki zmieniają się. Jest to dość charakterystyczna zmiana którą łatwo poznać po tym że taka osoba stale wywiera na nas wpływ, presję, chcąc osiągnąć jakiś własny cel. Twoje zdanie w dyskusji z taką osobą się nie liczy. Pozory dobrych intencji tylko maskują to co dana osoba chce osiągnąć i o ile takie ignorancko egoistyczne zachowanie czasem można tolerować, to jednak po pewnym czasie staje się męczące, bo już czujesz, że nie masz znajomego, ale kogoś kto zawsze ma gdzieś Twoje zdanie pozostając głuchym na argumenty. Kończy się to smutnie gdy tak osoba nawet nie zdaje sobie sprawy dlaczego znajomi zrywają z nią kontakt. Zapewne nigdy nie wpadnie na to, że by utrzymać dobre kontakty z ludźmi trzeba zwyczajnie chcieć ich zrozumieć. Tolerować ich odmienność, bo przecież każdy z nas jest inny. To co jest dobre dla mnie nie musi być dobre dla kogoś innego. Ja sam przyznaje nie jestem ideałem i nie zawsze udaje mi się tolerować odmienność innych osób, a zwłaszcza gdy wykazują się one szczytową głupotą lub lenistwem. Tych cech chyba nigdy nie nauczę się tolerować. Natomiast rozmawiając z innymi staram się zrozumieć rozmówcę, postawić w jego sytuacji, czasem idąc na kompromis, bo przecież utrzymywanie znajomości z kimś nie polega tylko na ciągłym stawianiu na swoim, ale także czasem pójściu na rękę danej osobie. Jak widać wielkim uczonym marketingowcom ta ludzka prosta rzecz jest czymś czego się wyzbyli w drodze szkoleń. I to nie tylko moje zdanie, a sprawa nie tyczy się jednego człowieka. Spotkałem się już z podobnymi opiniami na temat „mocno zaangażowanych marketingowców”. Szkoda tylko że ludzie z takim potencjałem zatracają się zapominając o granicy między pracą a prywatnością.