Ostatnio miały miejsce dwie nieziemskie imprezy. Pierwsza to kawalerski Marcina. Zdjęć nie ma! Jak to mówią – gdy jest świetna impreza to nikt nawet nie pomyśli, żeby robić zdjęcia, bo tak się wszyscy doskonale bawią. I tak właśnie było. Pierwsza część imprezy była w mieszkaniu, gdzie zajęliśmy się konsumpcją wysokoprocentowego roztworu etanolu i rozmowami o różnych śmiesznych sytuacjach w życiu. Ogólnie przed wyjściem wypiliśmy 3 litry na sześciu chłopa i uśmialiśmy się lepiej niż na kabarecie. Już co prawda myślałem, że nie wyjdziemy na miasto, ale w końcu uderzyliśmy na maraton po Poznańskich klubach naobkoło starówki. Było SUPER. Wszyscy świetnie się bawili i o dziwo obyło się bez „niespodzianek” po mimo tego, że wszyscy wypili naprawdę dużo ;)
Natomiast jeśli chodzi o wesele Śledzia i Natalii to też było fajnie. Fajnie… ba! Było Zajebiście na maxa! To najlepsze wesele na jakim byłem. Przede wszystkim dlatego, że Państwo młodzi to naprawdę odjechane w kosmos osoby które podchodziły do całego wesela na luzie z dystansem, dzięki czemu nie było jak na „sztywnym bankiecie”. Natomiast bardzo dużo klimatu też dało nagłośnienie muzyczne jakie zapewniał zespół DJ Waldek i Jacek. Dzięki temu, że nie było kapeli, która zawodziła wiejskimi przyśpiewkami tylko DJe którzy rozgrzewali parkiet światowej sławy klasykami z dziedziny starego Rocku, POPu, czy polskich przebojów. Dzięki czemu można było się bawić przy genialnej muzyce, która pasowała prawie każdemu. Do tego miałem świetną osobę towarzyszącą :) z którą doskonale mi się tańczyło. A jedzenie – pychota, najlepsza chyba świeżutka gorąca szynka z sosami. Mniam. Objadłem się, aż myślałem, że pęknę.
Całe wesele spędziłem praktycznie na parkiecie, aż nie poznając samego siebie :). W dodatku Monika złapała welon, a ja muchę. Nie wiem jak to się stało, bo tańcząc w kółku kawalerów podczas oczepin trochę „odleciałem” po wypiciu wcześniej kilku kieliszków. I tak sobie tańczę taki zaprawiony z lekka, a tu patrzę mucha mi padła przed butami. No to cap ją. I … o cholera, teraz muszę zatańczyć z Moniką która złapała welon.
Wcześniej w takiej sytuacji chyba uciekłbym z krzykiem najbliższym wyjściem ewakuacyjnym, bo zawsze źle się czułem na weselach i oczy wszystkich zwrócone na mnie to najmniej pożądana sytuacja. Ale na szczęście usłyszałem: OŁŁŁŁ YEAH! Właśnie usłyszałem że puścili jakiś klasyk Rockowy rodem z Elvisa Presleya. I BYŁO BOSKO. Wszyscy mówili, że taniec poszedł mi świetnie, a ja się doskonale bawiłem, jak nigdy w życiu na żadnym innym weselu. Teraz tylko czekać na fotki które będą za jakieś 3 miesiące.